wtorek, 11 lutego 2014

Od Arthura "Małe zakupy?" Część 3. (Ostatnia)


- Ja też - powiedziała Ania wskazując ręką na wychudzoną siwą klacz wprowadzaną do przyczepy.
Ania spojrzała ponad moje ramię na łaciatego ogiera.
- Masz zamiar na niego wsiąść?
- Zamiar mam...
Dosiadłem Wiary. Ania zrobiła to samo ze swoim wierzchowcem. Spokojnie wróciliśmy do stajni. Zdążyliśmy rozsiodłać konie, kiedy usłyszeliśmy warkot silnika na podjeździe do Akademii. To były nasze konie. Z jednej przyczepy została wyprowadzona siwa klacz Ani. Właściciel konia poszedł z Anią do stajni dopełnić transakcji, kiedy ja czekałem na przyczepę z łaciatym ogierem, myśląc nad imieniem dla niego. W końcu przyczepa podjechała. Słyszałem nerwowe parskanie konia. Właściciel wierzchowca wyprowadził go. Poszło to dość opornie. Chciałem pomóc, ale mężczyzna nie pozwolił mi się do niego zbliżyć. Koń stał przedemną ostrożnie rozglądając się po okolicy. Rozmawiałem jeszcze przez chwilę z mężczyzną, zapłaciłem mu i zostałem sam z karo-srokatym, nerwowym ogierem w boksie. Spojrzałem na niego zza krat boksu. Skubiąc spokojnie siano wyglądał na zwykłego konia. Kiedy spróbowałem zbliżyć rękę ten gwałtownie spojrzał na mnie i podniósł się na tylnych nogach. Wierzgnął tylnymi kopytami i skulił uszy. Mimo, iż mi ani jemu się nic nie stało bałem się o jego zdrowie.
- Do zobaczenia rano - powiedziałem i zgasiłem światło w stajni.
Leżąc w łóżku myślałem nad imieniem dla niego, ale nadal nic nie wymyśliłem. Następnego dnia po treningu Wiary przyszła kolej na srokatego ogiera. Wszedłem do jego boksu. Koń stał w rogu i patrzał na mnie niespokojnie. Usiadłem na beli siana przy wejściu i obserwowałem go. Spojrzałem na jego nogi. Były idealnie umięśnione tak samo jak zad i cały tors. Wyciągnąłem rękę. Koń parsknął ostrzegawczo. Cofnąłem rękę. Znowu poczekałem chwilę i powtórzyłem procedurę. Za siódmym razem udało się. Podczepiłem konia do uwiązu i wyprowadziłem z boksu. Do stajni ktoś wszedł. Koń parsknął i zaczął machać głową.
- Ciszej! - powiedziałem głośniej niż zamierzałem, kroki ucichły
Uspokoiłem konia i ruszyłem do innego przejścia. Zaprowadziłem ogiera na okulnik. Odpiąłem uwiąz i pozwoliłem się wybiegać. Kiedy się uspokoił przywiązałem lonżę. Pogoniłem go uwiązem do kłusa. Podnosił wysoko nogi. Po chwili koń ruszył galopem na moje polecenie. Zatrzymałem go. Powolnymi krokami się do niego zbliżyłem. Przy każdym najmniejszym parsknięciu zatrzymywałem się. Kiedy w końcu dotarłem do jego pysku wyciągnąłem z kieszeni kawałek marchewki i podałem mu. Usłyszałem drobne poruszenie przy ogrodzeniu. koń postawił uszy, ale dalej przeżuwał marchewkę. Spojrzałem w tą stronę to była Iza.
- Widzę, że masz nowego konia - powiedziała
- Tak
- Jak się nazywa?
- Jeszcze nie ma imienia, myślałem nad Hurricane, co myślisz?
- Ładnie, a czemu takie?
- Właściciel ostrzegał, że będzie nerwowy, ale dał mi się pogłaskać już pierwszego dnia
- Nie wygląda na zdenerwowanego, ani nawet zaniepokojonego
- Dobrze że go rano nie widziałaś
Odczepiłem lonżę i pozwoliłem Hurricane'owi swobodnie galopować po wybiegu. Co chwila zmieniał tempo, kierunek i nastawienie. Raz był spokojny, a za chwilę wierzgał. Zeszliśmy z wybiegu. Koń pozwolił swobodnie się prowadzić i nie stawiał oporu kiedy go czyściłem. Wiedziałem, że czeka nas mnóstwo pracy, ale koń wydawał się na tyle posłuszny, że nie sądziłem, że to może być trudne.


Koniec.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz