wtorek, 4 lutego 2014

Od Izy C.D Artura

- Zostaw ją! - powiedziałam stanowczo. Artur puścił wodze, a Ally cały czas poganiając Callie uciekła.
- Jak będzie chciała, to nam powie.
Pojechaliśmy do stajni. Rozsiodłaliśmy konie i wypuściliśmy je na padok. Wróciłam do pokoju. Martwiłam się o Ally, jednak stres zwiększył się około 20:00, było już ciemno, a mojej koleżanki nadal nie ma. Postanowiłam jej poszukać. Zeszłam na dół, rozczyściłam Pampka i wsiadłam na niego. Przycisnęłam łydki do jego boków i ruszył kłusem. Z pół kilometra od stajni zobaczyłam jakiś kawałek skóry, który okazał się zerwanym popręgiem po dokładniejszym obejrzeniu go. Kilka metrów dalej zobaczyłam kałużę krwi... taką małą, jednak wzbudziła u mnie niepokój. Czułam się jakby ktoś mnie obserwował. Ponagliłam Pampera do galopu. Było bardzo ciemno. Prawie nic nie widziałam. Na dodatego pojawiła się lekka mgła. Nagle ktoś zaczął krzyczeć. Ciarki przeszły mi po plecach, a z oka poleciała łza. Pampero stanął dęba. Wystraszony zupełnie jak ja zaczął cwałować. W tym momencie dałam mu się ponieść. Ze skulonymi uszami przyspieszał coraz bardziej. Jeszcze nigdy tak nie pędziliśmy. Czułam się jednak bezpieczniej. Wtulona w ogiera nie myślałam o niczym. Nagle ogier zaczął zwalniać. Postawił uszy, a ja wyprostowałam się. Ogier zatrzymał się i zaczął patrzyć w jedno miejsce. W krzakach, a dokładniej - za krzakami zaczęło się coś ruszać. Trochę się bałam. Dojrzałam jednak, że to ,,coś'' jest za duże jak na jakieś drapieżne zwierzę, lub po prostu człowieka. Zza roślin wyszła Callie. Krwawiła. Z jej chrap leciała piana z krwią. Pampero do niej podszedł.
- Callie, kochaniutka. Zaraz się tobą zaopiekujemy.
Wyciągnęłam telefon. Była 24:30. Wiedziałam, że to późna godzina, jednak potrzebna mi była pomoc. Zadzwoniłam do Artura i opowiedziałam mu o wszystkim. Artur był na miejscu za 15 minut. Wziął Callie. Zaproponował mi pomoc w szukaniu Ally, jednak ja powiedziałam mu, że sobie poradzę i żeby on zajął się Callie. Zaraz za lasem leżała Ally. Krew leciała jej z brzucha i z nosa.
- Pomocy! - wołała
- Boże Ally! - powiedziałam i pomogłam jej wstać. Podałam jej chusteczkę, by zatamowała krew z nosa i pomogłam jej wsiąść na Pampera. Złapała się mnie, a ja ponagliłam Pampera do cwału. 30 minut i byłyśmy w stajni. Czekał tam na nas Artur z Magdą.

<Magda?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz