Wstałam wcześnie rano jak codziennie, by
nikogo nie spotkać. Poszłam do paszarni po miskę dla Paradeusa. Gdy
nabrałam odpowiednią ilość paszy poszłam do mojego kochanego konia.
Gdy nagle usłyszałam czyjeś kroki, więc schowałam się w boksie. Była to
Wiktoria, szła pewnie do swojego konia, więc byłam spokojna i głaskałam
Paradeusa po łbie, szeptając mu kilka słów do ucha.
- Wiem, że tu jesteś - podskoczyłam ze strachu, to była Wiktoria,
Paradeus położył uszy po sobie, a ja próbowałam go uspokoić. - Będziesz
dzisiaj go ujeżdżać?
- Tak, planujemy skoki - odparłam nieśmiało
- Będziemy mogły popatrzeć?
- My?
- No tak, ja i dziewczyny
- No dobrze, do zobaczenia!
- Na razie!
Dokończyłam karmić Paradeusa i powiedziałam:
- Nie patrz tak na mnie może w końcu zdobędę przyjaciół...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz