Był zimny, jesienny wieczór. Siedziałam przy oknie z Czarnym (moim
kotem) i spoglądałam na spadające z drzew liście. Kolory czerwieni i
barwnej pomarańczy sprawiły, że przypomniałam sobie moją mamę:
piękną rudowłosą kobietę o pełnych dobroci zielonych oczach.
Nie pamiętam jej dokładnie -zmarła gdy miałam zaledwie pięć lat. Został
mu wtedy tylko tata- średniego wzrostu mężczyznę o ciemnych blond
włosach i niebieskich oczach. Pamiętam, że gdy byłam małą dziewczynką
(teraz jestem dużą dziewczynką xD)
tata często przytulał mnie, a ja zawadzałam czołem o jego szorstkie
wąsy. Bardzo go kocham, ach tak.... po śmierci mamy przeprowadziła się
do nas babcia Lusia (babcia Lucyna, ale rodzina mówi na nią Lusia). Jest
to z klei siwo-włosa kobieta o piwnych, intrygujących oczach. Dobra i
zaradna... Uwielbiałam gdy piekła mi swoje pyszne cynamonowo-jabłkowe
ciasteczka i pierniki. Szczególnie uwielbiałam pomagać jej w kuchni,
najbardziej gdy przygotowywałyśmy wigilię. Pamiętam też, że pod choinkę
tato dał mi wieelkiego miśka i stare ale piękne pierścionki mamy, ale
wtedy miałam już 12 lat.
Wspominałam tak i wspominałam aż do 5:00, położyłam się na chwilkę i
wstałam do stajni, nie czułam zmęczenia. Osiodłałam Nelly, pogłaskałam
ją czulę po grzbiecie i wsiadłam na nią. Na tej lekcji ujeżdżania
mieliśmy trenować figury na czworoboku. Muszę się pochwalić, że poszło
mi i mojej ulubienicy bardzo dobrze. Ze schodów do akademii wszystko
obserwował mój kot- Czarny. Po lekcjach udałam się na przejażdżkę, po
długiej drodze zobaczyłam imponujące estetyką jezioro:
Powiedziałam o wszystkim Magdzie, a ona odpowiedziała:
<Magda >?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz