- Wiele ludzi ją myli. - powiedziałam, wsypując jej do żłobu paszę
Julia popatrzyła się na nią.
- Nie je owsa? - zapytałała
- Jej właściciel jej przewrażliwiony na punkcie owsa. Boi się, że w owsie są bakterie, kurz, i inne bzdety. Nie ufa nam, ze kupujemy owies od najlepszego sprzedawcy. Dlatego kupuje swoją paszę. Ale za owies i tak musi zapłacić, bo wchodzi on w koszt trzymania u nas konia.
- Trochę mu się nie opłaca..... - powiedziała Julia
- No przecież, ale nie mówimy mu tego, bo stracilibyśmy dużo na jego odejściu. Mówi, że mimo wszystko będzie u nas, bo mamy dobre warunki.
- Warunki..? Na co?
- Jest to już starsza klacz, która była w wielu stajniach, a jej właściciel musiał się przeprowadzić aż na drugi koniec Polski, aby zakwaterować ja u nas. Dokładnie nie wiemy, dlaczego aż tak się poświęcił, aby być u nas, i nie wiemy także o co mu chodzi, bo w okolicy jest mnóstwo Ośrodków Jeździeckich, które są bardziej profesjonalne i sportowe od naszych. Ale dobrze, że u nas jest, bo dużo płaci.
Nagle do stajni wpadła ta nowa Sandra.
- Gdzie jest mój koń?! - wydarła się, płosząc wszystkie konie w stajni, a Bell (ta klacz, o której była mowa wcześniej) prawie nadepnęła mi na nogę.
- Ogarnij się! Konie popłoszyłaś! - skarciła ją Ania
- Nie obchodzi mnie to! Mojego konia NIE MA! - znów się wydarła, ale konie były przygotowane na następne wrzaski, a więc się nie spłoszyły.
- Nie wiemy! Mamy teraz inne sprawy na głowie. - powiedziałam, regulując Bell kantar, bo miała za luźno.
Sandra spojrzała się na nas, co robimy.
- Czyli karmienie koni jest ważniejsze od zniknięcia mojego konia?!
Julia spojrzała się na mnie.
- Ma trochę racji. Konie mogą poczekać, ale jej koniu mogło się coś stać. - powiedziała Jula
<Sandra lub lokatorki?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz